Statcounter

środa, 11 maja 2011

bibliotecznie

Czytając "Opactwo Northanger" Jane Austen, zawsze nabieram ochoty na "Tajemnice zamku Udolpho". Po przeczytaniu książki, natychmiast zapominam o tej zachciance.
Jednak dziś w bibliotece, Ann Radcliffe dosłownie sama wpadła mi w ręce, nie mogłam więc nie zabrać jej do domu. Przy okazji nawinął się też "Italczyk".
Do kompletu (pozwalają wypożyczyć tylko trzy sztuki) dorzucilam "Portret damy" Henry'ego Jamesa

Uwielbiam biblioteki. W szkole podstawowej spędzałam w nich długie godziny i znosiłam stosy książek do domu. Praca w bibliotece wydawała mi się wtedy szczytem szczęścia ludzkiego (podobnie jak bycie kowalem, czy listonoszem, ale o tym może kiedy indziej). Sentyment do bibliotek nie minął. Mam nawet swoje małe biblioteczne dziwactwo.
Co roku, od pierwszej klasy liceum (czyli od bardzo, bardzo dawna), w ciepłe, słoneczne lipcowe lub sierpniowe popołudnie odczuwam przymus udania sie do biblioteki po "Krainę chichów" Jonathana Carrolla. Żeby nie było zbyt normalnie, musi to być koniecznie Podgórska Biblioteka Publiczna, a dla dopełnienia ideału chwili, potrzebne jest przebycie Mostu Dębnickiego w celu podziwiania świetnych refleksów na wodzie. Inaczej się nie liczy. Sprawdziłam.
Książkę zaczynam już w drodze do domu i kończę jeszcze tego samego wieczora. Jestem wtedy szczęśliwa jak dziecko, czytam z wypiekami, mimo że znam już tekst na pamięć.
Jest to mój coroczny, letni rytuał. Zima z kolei nie jest zimą bez powtórki z "Władcy Pierścieni"

1 komentarz:

  1. Jak ja ci zazdroszczę :)
    ja uwielbiam Jane Austen :) od pierwszego przeczytania opactwa marze o tym żeby książki pani Radcliffe przeczytać, ale nigdzie nie udało mi się ich znaleźć.

    OdpowiedzUsuń