Statcounter

piątek, 6 maja 2011

Helene Tran

Bardzo podobają mi się jej wzory.
Lubię w nich właściwie wszystko. Kolorystykę, sposób w jaki przedstawione są kobiece sylwetki, proporcje. Mam ochotę wyhaftować każdy, jaki tylko znajdę.
Zaczęłam od "Pokazu mody" na zamówienie mojego taty.

W tym momencie obrazek wygląda tak:


Zdjęcie nie jest zachwycające, ale lepsze mi nie wyszło. Winę zrzucam na to, że w mieszkaniu ciemno.

Pracowało się z nim fantastycznie, dopóki nie doszłam do haftowanej metalizowaną muliną poręczy schodów. Nić się łamie i rwie, jakoś tak dziwnie rozwarstwia i rozłazi, rozcapierza, plącze i powstają na niej niezliczone ilości supełków.
Słowem robi co chce i mną rządzi.
Trochę przesadzam, ale jest trudniejsza w obsłudze niż mulina zwykła. Po kilkudziesięciu minutach szarpania się z nią odkładam robótkę na kilka tygodni, żeby odpocząć.
Czy problem z metalizowaną nicią jest pospolity, czy też mam się czuć szczególnie wyróżniona? A może po prostu złej baletnicy...
Może jest jakiś patent na jej poskromienie.

Tak czy inaczej projekt jest wart zachodu i na pewno go skończę. Podobno publiczna deklaracja zwiększa szansę odniesenia sukcesu.
Tatuś musi tylko uzbroić się w odrobinę cierpliwości.

2 komentarze:

  1. Śliczny obrazek:-)
    Ja też nie lubię metalizowanej nici... za każdym razem kiedy mam nią coś wyszywać, klnę jak szewc:-) podobno są jakieś woski które pomagają w hafcie tym badziewiem, ale nie wiem, nie próbowałam i podobno Kreinick jest lepszy, ale też nie miałam okazji wyszywać. Jedyny sposób na metalizowaną nitkę jaki się sprawdza, to bardzo krótki nitka, którą się wyszywa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło, że nie tylko mnie metalizowana mulina utrudnia życie. ;)
    Coś mi się wydaje, że o woskach wspominał kiedyś Cross Stitcher. Wtedy nie zwróciłam na ten artykuł uwagi.

    OdpowiedzUsuń